3. (TaoRis)

1 Comments
Związek: Tao + Kris
Gatunek: Dramat
Typ: Yaoi


Z PERSPEKTYWY TAO:
To już dzisiaj! Kung Fu na żywo. Boże, nie mogę się doczekać, naprawdę. Ostatnio bardzo zainteresowałem się tym sportem. Według mnie wymaga bardzo dużo siły i odwagi. Zazdroszczę im wszystkim, że mogli osiągnąć coś w tej dziedzinie, ponieważ mi jeszcze do tego daleko. Natomiast interesuję się również rapem. Angielskim, Chińskim jak i Koreańskim. Muszę przyznać, że całkiem dobrze mi to wychodzi.
Chciałbym kiedyś zostać zawodnikiem bądź profesjonalnym maknae, ale to jeszcze nie teraz. Na razie muszę się skupić na znalezieniu sobie dziewczyny i jakiegoś miejsca do mieszkania. Jestem już dorosły, a wciąż mieszkam u rodziców, dziecinne. Już wiele dziewczyn próbowała się ze mną umówić, w sumie ja też. Wszystko to było spowodowane napięciem moich rodziców. Gdybym mieszkał sam, to wszystko wyglądałoby inaczej. Mógłbym zapraszać znajomych i nie przejmować się tym, że za chwilę ochrzani mnie mój ojciec. Sprawiedliwy i sztywny jak nie wiem co. Chińczyk co za wszelką cenę chce zrobić ze mnie odpowiedzialnego, dorosłego mężczyznę. Nienawidzę go tak jak nienawidzę swoich czarnych pierścieni pod oczami. Ludzie się z nich śmieją, tak po prostu. Ciągle zadają pytania typu ''co Ty masz pod oczami?''. Dlatego moim stałym tekstem jest ''to z przemęczenia, mało śpię''. Chciałbym w końcu uniknąć tych komentarzy oraz aby ktoś w końcu zaakceptował mnie i takiego jakim jestem z natury. 


-Mamo, ja wychodzę. -oznajmił Tao.
-Gdzie?! Miałeś mi pomóc przy obiedzie! -oburzyła się matka.
-Zwariowałaś? Jestem już dorosły, nie będę się przejmował tym, że mi nie pozwalasz pójść. A i nie umiem gotować, tak tylko w skrócie. Przekonałaś się na własne oczy. -sprzeciwił się.
-Co się z Tobą dzieje? Ostatnio jesteś zbyt arogancki. A zresztą idź. Ale obiadu nie dostaniesz. Za te słowa. -powiedziała stanowczym głosem matka.
Tao popatrzył jedynie na nią z góry i wyszedł.
Przechodził wokół grupki śmiejących się nastolatków, którzy stali na ulicy. Dał jedynie głowę w dół. Chciał ukryć swoje pierścienie. Obawiał się docinków.
-Frajerzy. -oznajmił w myślach.

To już. Stoi przed wejściem na arenę. Serce mu przyspiesza.
-W końcu! 
Idzie pewnym krokiem w stronę kasy biletowej. Całkiem mała kolejka. -spoko. 
Kupuje i przechodzi przez barierkę, przedtem pokazuje swój bilet przed czytnikiem.
Już stoi na arenie. Wokół pełno szczęśliwych, kibicujących chińczyków jak i osób z innych narodowości.
Widzi jedyne miejsce wolne, więc nie szukając innych siada. Obok niego znajduje się inny równie bardzo wysoki mężczyzna z krzywioną miną. -nie podoba mu się tu? -myśli. -nie ważne. Co mnie interesuje jakiś nieznany facet.
Zawody się rozpoczęły. Pierwsi zawodnicy weszli na matę. 
Skupieni i zwarci. 
Tao kibicuje pierwszemu. Ten wygrywa.

--

-Przepraszam, to już koniec? -dopytuje się nieznany mężczyzna.
-Taak, tak mi się wydaje. -odpowiada.
-No to super! -raduje się. -Ej, a czy my się przypadkiem nie znamy? 
-Jakoś Cię nie kojarzę. -odpowiada, wręcz grobowym tonem Tao.
-Nie no na pewno się znamy! Chodziliśmy razem do podstawówki, nadal nie pamiętasz? Jestem Kris. -zapewnia.
Tao nagle mizernieje. Przypomina mu się pewny czas. Pewna osoba. Pewien uśmiech. Tak. To On.
-Już pamiętam. -odpowiada bez przekonania. 
-Miło, że się spotkaliśmy. Może skoczymy się czegoś napić?-pyta.
-Zostawiłeś mnie. -Tao ponownie odpowiada poważnym tonem.
-Co Ty gadasz? Przecież mówiłem, że muszę jechać do Kanady. Innego wyjścia nie miałem, naprawdę nie miałem. -zapewnia go Kris.
-To nie zmienia faktu, że mnie zostawiłeś. Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Od momentu, gdy mnie zostawiłeś, już nikt nie miał serca tak wielkiego jak Ty, aby mnie polubić. Nie rozumiesz? -smuci się Tao.
-To o to chodzi? O to, że nie miałeś z kim grać w kosza? No weź! -denerwuje się nieco Kris. -Mogę Ci to wynagrodzić. To idziemy na bubble tea? -proponuje.
-Nie mam kasy. -odpowiada.
-W takim razie ja stawiam! -cieszy się Kris.
 -Jak widzę innego wyjścia nie mam. -warkną.

-w kafejce siedząc przy stoliku już z bubble tea-
-A więc, stary co u Ciebie? Naprawdę długo się nie widzieliśmy. Stęskniłem się! -uśmiechnął się Kris.
-Możesz przestać?! Zniknąłeś na 9 lat! 9, nie jakieś 2. -zasmucił się Tao.
-Ale wróciłem! Już jestem. Nawet z Tobą, tutaj. Uśmiechnij się. -poprosił.
-Nie mam do tego powodu.
-Wyładniałeś. -skomplementował.
-No to się cieszę. -po raz kolejny warknął Tao.
-Tao.. spokojnie. Naprawdę już przy Tobie jestem i nie zamierzam opuścić. Zostanę z Tobą tak długo jak będziesz chciał. Czuj się przy mnie wesoło. -zapewnił kładąc rękę na ramieniu Tao.
-Możesz mnie odprowadzić? -spytał ze smutkiem w głosie.
-Pewnie! Kiedy chcesz. -zgodził się Kris.
Tao wstał od stołu i zaczął poprawiać swoją bluzę. Kris widząc to zrobił to samo.
-No to idziemy. -wydał 'rozkaz' Kris.

-Ładnie tu. -mówił Wu Yifan. -nic się nie zmieniło. Te same widoki, sklepy.. tęskniłem za tym.
-Trzeba było nie wyjeżdżać. -Tao wypowiadając te słowa patrzył się na Krisa.

 Z PERSPEKTYWY TAO:
Wyglądał tak samo jak go zapamiętałem. Wysoki, szczupły, przystojny..
Po co znów przyjeżdżał? Po co znów mi się pokazał? Dlaczego jak zwykle namieszał mi w głowie?
On mnie nie pokocha. Nie tak jak ja go. Nie kocham go przyjacielsko, to coś więcej. To okropne. Platonicznie. Nienawidzę tego uczucia. Nigdy nie byłem zakochany w nikim innym tak bardzo jak w nim. Dlaczego nie pokochałem żadnej kobiety. Dlaczego to musi być mężczyzna. Gdyby się dowiedział pewnie czuł by do mnie obrzydzenie, wstręt..
Nie jest taki sam jak ja. Jest kimś lepszym..

 -To Twój dom? -wskazał na całkiem duży dom z balkonem.
-Tak, to mój. Pamiętasz.. -odpowiedział.
-Jak mógłbym zapomnieć!
-Normalnie. Tak jak zapomniałeś o mnie.

Weszli do środka. Dom był pusty. Najwyraźniej rodzice gdzieś wyszli.
Kris wykorzystując tę okazję od razu złapał za ręce Tao i popatrzył mu w oczy.
-Tao, o co Ci chodzi? Proszę Cię.. nie możesz się wiecznie złościć.
-Zostaw mnie. Masz zimne dłonie. -zezłościł się.
-Nie zostawię! -Kris złapał Tao za koszulkę i delikatnie rzucił za ziemię. Oparł się na nim i powiedział:
-Nie wypuszczę Cię jak mi nie odpowiesz. -To nie była prośba, a rozkaz.
-Możesz przestać mnie dotykać?! To boli... -poprosił.
-Co boli? Nie robię nic co miałoby Cię zaboleć!
-Serce.. -rozpłakał się Tao.
-Jakie serce? Proszę, porozmawiaj ze mną. Wytłumacz mi to wreszcie. Kiedyś mówiłeś mi wszystko, nawet Twoje największe tajemnice. Teraz tak nie jest. Nie mówisz nic, kompletnie. Jedynie się złościsz. Wiesz. że to właśnie boli mnie?! -powiedział o wysokim tonie Kris.
-Nie mogę! Wtedy wszystko już kompletnie będzie inaczej. Nie będziesz mógł na mnie patrzeć, nawet mnie słuchać. -pogrążył się.
-Jeszcze tego nie wiem, ponieważ nic mi nie mówisz! Może będzie inaczej, skąd masz taką pewność? -wstał  z niego i poprawił koszulę. -teraz słucham.
Tao również wstał. Podszedł do Krisa i usiadł przy nim na fotelu. Nie patrzył mu się w oczy tylko wbij oczy w kominek. Jego wzrok był nieobecny.
-Bo.. -zaczął. -jeszcze nie zauważyłeś tego, że chciałbym być z Tobą bliżej? Nie zauważyłeś, że to mi nie wystarcza? Naprawdę?! Dlaczego wciąż jesteś taki ślepy? Myślisz, że dlaczego byłem na Ciebie taki wściekły gdy wyjechałeś z Chin? Bo Cię kocham! -zaczął gorzko płakać. Wstydził się jego spojrzenia, bał się jego myśli, jego oddechu.
-Boże.. Tao.. ja na prawdę tego nie przypuszczałem. -odpowiedział wciąż oniemiały. Jego głos się trząsł. Twarz była cała blada. -i czego teraz ode mnie oczekujesz? -zadrżał.
-Przebaczenia.
-Co? -nie dowierzał. W ogóle nie zrozumiał przekazu. Nie rozumiał co do niego mówił. -jakiego przebaczenia?
-Miłości do Ciebie. Jestem pewny, że teraz już nie chcesz się ze mną przyjaźnić. Nie chcesz widzieć na oczy..- zaciął się. -geja.. -sam nie mógł wydobyć z siebie tego słowa. Nie chciało mu to przejść przez gardło. To było dla Niego za trudne.
-Moja mała Pando, heh.. -uśmiechnął się Kris. -czy Ty też obstawiasz, że zaraz będzie padało? Lepiej już pójdę.  Nie chcę się zmoczyć. Gdy będę szedł wyglądaj przez okno, proszę. Patrz na księżyc do pory, aż do Ciebie nie zadzwonię. Aż nie będę już u siebie w domu. Jeśli to zrobisz to znaczy, że nic mi się nie stanie. Będę wtedy pod Twoją opieką. To Ty będziesz się martwił o to czy przejdę cały. Dziękuję.
-A-ale.. Kris..? -zastygł.
-Nie zapomnij o księżycu. Miłego wieczoru.. -cmoknął Tao w policzek i wyszedł.
Nic do niego nie doszło. Nie mógł zrozumieć tego co właśnie się stało. -Cz-czyli, że się mnie brzydził. Po prostu wyszedł. Gdyby mnie kochał odpowiedział by coś na temat. Zbłaźniłem się. On już tu nie wróci, nie zadzwoni. Tak samo jak było 9 lat temu. Po raz kolejny zostawił mnie samego. Dziękuję Kris, że mnie tak bardzo nienawidzisz. Bez Ciebie nie wytrzymam. Jak możesz mi to robić?
Może przynajmniej ja dotrzymam obietnicy, tak jak on obiecał mi, że się nie obrazi. Szkoda, że to zrobił. -pobiegł pod okno i oglądał księżyc. Po 20 minutach Kris napisał. Treść jego wiadomości wynosiła:
''So lucky to be your love, i am.''
Tao po odczytaniu tego pobiegł do ubikacji. Obmył całą twarz pełną łez i usiadł na podłodze. Nagle drzwi wejściowe w domu zaczęły huczeć. To rodzice weszli do domu. Tao cierpiał psychicznie.
-Tao! Jesteś już w domu? -głos matki rozbrzmiał w jego uszach.
Nie chciał jej teraz. Nie chciał ojca. Nie chciał rodziców. Chciał tylko Jego. Tylko.
Chciał zobaczyć jego uśmiech taki jak przed wypowiedzeniem swoich uczuć. Chciał odwołać swoje słowa i znów się z nim przyjaźnić. On zniknął. Już go nie spotka. Nie wie gdzie poszedł.
Był dla mnie jedynie zmorą. Moim marzeniem.
Może go sobie wyobraziłem?
Go naprawdę nie było?
Nie mogłem myśleć w sposób, że już nie wróci, dlatego go sobie wyobraziłem.
Niemożliwe? A może jednak?

-Tao! Co Ty tak cicho tu siedzisz?! Matko boska! Jesteś cały blady, wszystko w porządku? -matka pomogła wstać mu z podłogi.
-Nic mi nie jest! Proszę idź sobie! Nie chce.. nie chce...-mówił drżącym się głosem Tao. -muszę na chwilę wyjść, muszę!
-Kochanie! Czekaj! -matka zaczęła za nim wołać, niestety ten wybiegł jak opętany.

-Kris! Kris?! Gdzie jesteś! -zaczął wołać na ulicy. Wielkiej, pustej przestrzeni. Wokół nie było żadnych ludzi. On sam. Słyszał głosy śmiejących się studentów, ale nie potrafił ich zobaczyć. W głowie miał tylko jego twarz, jego ruchy.
Widział mgłę. Księżyc, a w nim czarne smugi. Cały się trząsł. Z zimna. Miał na sobie samą, prawie przenikalną podkoszulkę. Wiatr powiewał przez materiał jak chorągiewka. Oczy mu łzawiły, czuł się jakby woda z solą przenikała przez jego źrenice. Chciał przykryć je palcami, ale coś ciągle trzymało go za dłonie. To nie był prawdziwy człowiek. Przypominał Krisa, ale nim nie był. Równie piękny, ale jakiś inny. Był jak zmora o bordowych oczach. Usta miał blade. Skórę delikatną, ale obdartą. Mówił coś do mnie..

Jestem wyjątkowy,
Ja Cię kocham,
A ty tego nie widzisz. 

Jestem wilkiem.

To nie przypadkiem moje uczucia?

Jestem wilkiem, jestem wilkiem, jestem wilkiem..

Nic nie rozumiem, Kris o co chodzi. Kris. Proszę wytłumacz mi. Co znów zrobiłem. Kris.

Nie mogę się tobą nacieszyć. Jestem w tarapatach.

O czym on mówi? Niczego nie rozumiem! Daj mi to zrozumieć, Kris..
Dla Ciebie mogę zrobić wszystko, nie wierzysz mi?! Ty mnie nie słuchasz! Napiszę Ci wiadomość tekstową, abyś zrozumiał. Czy, aż tak bardzo przeszkadza Ci to, że do Ciebie mówię? Przepraszam!
Napiszę Ci, że dla Ciebie mogę skoczyć ze skały, aby dosięgnąć księżyc..
ten, który kazałeś mi tak bacznie oglądać. To Ty nim jesteś. Chciałbym dosięgnąć Ciebie..
Proszę.. choć ten ostatni raz.. oh Kris..
-wiadomość wysłana-

Tak, Kris. Stoję na skale. Za chwilę Cię dosięgnę. Czy będziesz zły jeśli to zrobię?
Chciałbym być jak najbliżej Ciebie.
Moja dusza już odeszła. Jest z Tobą. Ale co ma dusza do tego, jeżeli chce Cię poczuć? Dotknąć, cokolwiek..
Kris proszę daj mi tę zgodę. Już czekam na znak. Aż będę mógł tego w końcu dokonać.
Na zawsze być w Twoim sercu. Na zawsze.

Wiatr poruszył drzewa, liście zaszeleściły. Blask księżyca oświecał twarz Tao. Jego usta się uśmiechnęły, samowolnie. -oh Kris... kocham Cię..

-Tao!! Stój! -z oddali nadbiegł Kris. Ten prawdziwy Kris. -Tao! Kocham Cię! Zejdź tu do mnie! Tao! Słyszysz mnie?! -podbiegł do niego, ale On jedynie zachichotał.
-teraz już zawszę będę z Tobą, Kris... -mówiąc to upadł na ziemię.
Kris podbiegł do niego i wziął na ręce. -T-t-ao? -cały się zatrząsł? -śpisz, czy u-udajesz? - zbadał mu puls.
-Jezus maria Tao! ..Tao! -zaczął płakać. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie stało. Huang Zi umarł na jego oczach. -To moja wina! M-m-oja..! -Kris nie chcąc oglądać widoku swojego zmarłego ukochanego zaczął się dusić, wciąż trzymając Jego ciało w objęciach.Wstrzymywał powietrze, lecz jeszcze przed tym wypowiedział słowa wiele znaczące dla Tao.
-Teraz już na zawsze będziemy razem. Dobranoc Moja Mała Pando..








You may also like

1 komentarz:

  1. Już od początku mnie zaciekawiło ^^
    Bardzo mi się podobało
    Weny~
    Oby tak dalej ^^
    To takie smutne, a zarazem piękne <3
    Kocham to :3

    OdpowiedzUsuń